Wakacyjnie na koniec świata
Nie trzeba
rezerwować biletów lotniczych, żeby znaleźć się na końcu świata. Nam się to udało
z pomocą samochodu osobowego i dwunastogodzinnej (z ciekawymi postojami) podróży.
Jako cel wybraliśmy malutką, bo liczącą około osiemdziesięciu mieszkańców wioseczkę,
czyli Kalwarię Pacławską. Leży ona dwa kilometry od granicy polsko-ukraińskiej.
To
sanktuarium rozciąga się na okoliczne wzniesienia, na których znajdują się
liczne kaplice: dróżki Pana Jezusa i dróżki Matki Bożej. Aby przejść całe
dróżki Pana Jezusa potrzeba około siedmiu godzin.
Drugim
ciekawym miejscem w sanktuarium jest grób Czcigodnego Sługi Bożego Wenantego
Katarzyńca. Franciszkanie – stróże kalwarii – potwierdzają, że jego
wstawiennictwo jest szczególnie skuteczne w sprawach finansowych. Jego życie
nie wyróżniało się niczym szczególnym, zakończyło się szybką śmiercią z powodu
gruźlicy. Pewien epizod związany z Maksymilianem Kolbe świadczy jednak o
sprycie Wenantego. Po jego śmierci ojcu Kolbemu zabrakło 500 marek na wykupienie nakładu Rycerza
Niepokalanej. Po modlitwie za wstawiennictwem Wenantego znalazł na drugi dzień
w Bazylice oo. Franciszkanów w Krakowie kopertę z napisem „Dla Niepokalanej”. Wenanty
jeszcze kilka razy pomagał ojcu Kolbemu, a przez kolejne lata wielu osobom,
które go o to prosiły. „Niebiański księgowy”, bo tak bywa nazywany, pomaga
podobno dalej. Tylko trzeba trochę cierpliwości…
Komentarze
Prześlij komentarz